Wiek Mu Lemurii datowany jest pomiędzy 4 500 000 lat p.n.e. a około 12 000 lat temu, aż do zatonięcia kontynentów Lemurii, a później legendarnej Atlantydy. Na Ziemi istniało siedem głównych kontynentów. Ziemie, które należały do gigantycznego kontynentu Mu, obejmują teraz tereny pod Oceanem Spokojnym, a także na Hawajach, Wyspach Wielkanocnych, Wyspach Fidżi, Australii, Nowej Zelandii oraz na Oceanie Indyjskim i Madagaskarze. Wschodnie wybrzeże Lemurii rozciągało się także na Kalifornię i część Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie.
Około 40 tys. lat temu Mu Oceanu Indyjskiego aż po Himalaje zatonęło. Od około 52-14,5 tys. lat temu głównie na Pacyfiku, jako Lemuria. Przez bardzo długi czas przed upadkiem świadomości Leurianie żyli w częstotliwości piątego wymiaru. Rasa Lemurian była mieszanką istot pochodzących głównie z Syriusza, Alfa Centauri i mniejszej ilości Centralnej Poświaty zwanej dziś Plejadami oraz z innych planet. W końcu, gdy rasy te zmieszały się na Ziemi, uformowały cywilizację Lemurii.
Wizja Lemurii
(około 14,5 tys. lat temu)
Channeling from the Akashic Records
Channeling from the Akashic Records
Przed nami pałac w kształcie pagody o dachach pokrytych złotem,
z wieżami, portalami, olbrzymimi oknami wychodzącymi na wspaniałe ogrody, z
emaliowanymi basenami, w których woda tryska z fontann i opada tworząc
tęczę z promieni słońca w zenicie. Setki ptaków siedzi na gałęziach drzew
rosnących wszędzie w olbrzymich parkach i ogrodach, co dodaje kolorytu tej
magicznej scenerii.
Ludzie ubrani w tuniki o różnych stylach i kolorach spacerują
grupkami pomiędzy drzewami lub obok basenów. Niektórzy siedzą medytując
poniżej kwiecistych altanek zbudowanych specjalnie dla ich wygody i
schronienia.
Miasto nocą jest podświetlone, jednolicie przez duże latarnie-globusy w kształcie kuli,
tak jak Droga Ra, droga prowadząca do pałacu w Savanasie. Latarnie-globusy usytuowane
wzdłuż Alei w rzeźbionych kolumnadach, podświetlają ją, stwarzając wrażenie
dnia. Latarnie-globusy zamieniają energię
nuklearną na światło i potrafią pracować przez tysiące lat bez przerwy. Dominującym elementem scenerii jest budowla, która wyłania się w
oddali za pałacem - gigantyczna piramida.
Posągi, drzewa i latarnie-globusy wzdłuż Alei
Ra, prowadzącej do pałacu w Savanasie
Za pałacem we wszystkich kierunkach rozciąga się płaskowyż.
Droga o szerokości przynajmniej 40 metrów, która wygląda na zrobioną z
pojedynczego bloku kamiennego, prowadzi z centrum ogrodów na płaskowyż.
Otaczają ją dwa rzędy potężnych drzew dających cień, które rosną pomiędzy
olbrzymimi, stylizowanymi posągami do 50 metrów wysokości. Na niektórych posągach znajdują się
kapelusze, czerwone lub zielone o szerokich
rondach. W ciągu dnia tłum jaskrawo ubranych ludzi wypełnia centralną
aleję i ogrody pałacowe a do czubka piramidy przyłączona była olbrzymia biała
kula. Ludzie jeżdżący konno i
na innych dziwnych czworonożnych zwierzętach o głowach
przypominających delfiny. To są Akitepayos. Zwierzę wielkości bardzo dużego konia, ma
wielokolorowy ogon, który czasami rozszerza się jak wachlarz, podobnie jak
ogon pawia. Jego zad jest szerszy niż u konia; ciało jest porównywalnej
długości, ramiona wyłaniają się z ciała jak skorupa u nosorożca, a nogi
przednie są dłuższe od tylnich. Całe jego ciało, za wyjątkiem ogona,
pokrywa długa, zielona sierść. Kiedy galopuje, przypomina bieg wielbłąda.
Przechadzający ludzie - charakterystyczne cechy ich języka. Jest bardzo
przyjemny dla ucha i zdaje się zawierać więcej samogłosek niż spółgłosek.
Maszyny,
dokładnie takie jak te 'latające spodki', stoją w
szeregu na olbrzymim polu na skraju płaskowyżu. Ludzie wysiadają i
wsiadają do
'latających maszyn', które zabierają ich do olbrzymiego budynku, który
służy za port lotniczy. Na lądowisku latające maszyny wydają świszczący
dźwięk, który jest znośny dla 'ucha'.
Droga to nie jeden olbrzymi kamienny blok, jak się wydaje, ale ciąg
olbrzymich kamiennych płyt, które były tak precyzyjnie wycięte i ułożone, że
ledwo było widać złączenia.
Znad skraju płaskowyżu rozciąga się panoramiczny widok na
olbrzymie miasto i port morski, a za nim, na ocean. Szeroka miejska ulica; po
obu stronach stoją domy o różnych rozmiarach i planach
architektonicznych. Większość domów jest otoczona kwiecistymi tarasami, na których są
bardzo piękne gatunki ptaków. Skromniejsze domy, bez tarasów, mają zamiast
tarasów pięknie wykonane balkony - także ukwiecone. Daje to zachwycający
efekt - jak chodzenie po ogrodzie.
Ludzie na ulicach albo chodzą albo latają około 20
centymetrów nad ziemią, [stojąc] na małych latających platformach, które nie
wydają żadnego dźwięku. Jest to przyjemny sposób podróżowania.
Jeszcze inni jadą konno. Nie ma żadnych sklepów albo czegoś w tym rodzaju. Zamiast
tego stoi zadaszony plac targowy, gdzie na
'stoiskach' wystawione są wszystkie rodzaje towarów, których serce lub
podniebienie może zapragnąć. Są ryby:
tuńczyki, makrele, bonitoes i płaszczki. jak również wielki wybór warzyw i owoców.
Jednakże najwięcej jest kwiatów, które wydają się
wypełniać
całą przestrzeń. Ludzie uwielbiają kwiaty, noszą je we
włosach lub trzymają w rękach. 'Klienci' biorą, co tylko chcą, nie dając
nic
w zamian - żadnych pieniędzy, ani niczego, co służyło za substytut. ‘Nie
używa się pieniędzy, ponieważ wszystko należy do społeczeństwa. Nikt
nie oszukuje - życie
społeczne przebiega w doskonałej harmonii. Z biegiem czasu nauczyli się
przestrzegać dobrze ustanowionych i dobrze zbadanych praw, które pasują
im
doskonale.
Większość
ludzi mierzy od 160 do 170 centymetrów wzrostu,
ma jasno brązową skórę a ich włosy i oczy są czarne - bardzo
przypominają rasę polinezyjską. Pośród nich jest także trochę białych,
wyższych
ludzi, mierzących około dwóch metrów wysokości o jasnych włosach i
niebieskich
oczach, a także w większej liczbie ludzie rasy czarnej. Ci ostatni są
wysocy,
podobnie jak biali, i jest ich kilka 'rodzajów', łącznie z takimi jak
Tamilowie i innymi o uderzającym podobieństwie do Aborygenów w
Australii.
W porcie cumują statki o różnych kształtach i rozmiarach.
Molo jest zbudowane z gigantycznych kamieni, pochodzących z kamieniołomów Notora
leżących na południowym wschodzie kontynentu. Cały port jest sztucznie
zbudowany a w nim urządzenia do budowy statków, przeładunków, do
przeprowadzania napraw.
Statki w porcie reprezentowały szeroki wachlarz - od statków
żaglowych przypominające statki z osiemnastego i dziewiętnastego wieku do
nowoczesnych jachtów; od statków parowych
do ultra nowoczesnych statków towarowych o napędzie wodorowym. Olbrzymie
statki zakotwiczone w zatoce były statkami antymagnetycznymi i
antygrawitacyjnymi.
W porcie unosiły się na wodzie, ale kiedy płynęły pod
obciążeniem kilku tysięcy ton, poruszały się z szybkością od 70 do 90 węzłów,
tuż nad wodą - nie wydając przy tym żadnego
dźwięku.
‘Klasyczne’ statki
stojące w porcie, należały do ludzi z odległych lądów - Indii, Japonii, Chin -
które były skolonizowane przez Mu. Ludzie w tych krajach nie byli jednak w
stanie odnieść korzyści z technologicznego postępu. Przywódcy Mu wiele ze
swojej wiedzy naukowej trzymali w tajemnicy, na przykład wiedzę o energii
nuklearnej, antygrawitacji i ultradźwiękach. Taka polityka zapewniała, że
utrzymywali swoje zwierzchnictwo na Ziemi i gwarantowała im bezpieczeństwo.
Medytujący w piramidzie Król odchodzi
z tego świata. Jego Obłok wybucha z wielkim hukiem i rozlega się
jednogłośny okrzyk
radości wszystkich zebranych. Kiedy ciało fizyczne umiera, uwalnia się
istota
Astralna. Wydarzenie śmierci jest świętowane. W ciągu trzech dni Ciało
Astralne
Króla opuszcza Ziemię i łączy się z Wielkim Duchem, ponieważ podczas
swego ostatniego życia na Ziemi, zachowywał się przykładnie.
Wystrój ulega ponownie zmianie. Olbrzymi tłum ciągnący się daleko, jak ‘okiem’ można tylko sięgnąć. Zebrani dygnitarze
łącznie z postacią ubraną w najbardziej delikatną szatę jaką sobie można
wyobrazić. To nowy Król Mu. Z rąk jednego z dygnitarzy nowy Król przyjmuje wspaniałą 'koronę', którą nakłada sobie na głowę. Okrzyk radości rozlega się wśród tłumu.
Kontynent Mu - najbardziej rozwinięty naród na planecie i rządzący ponad jej połową, ma nowego Króla.
Kontynent Mu - najbardziej rozwinięty naród na planecie i rządzący ponad jej połową, ma nowego Króla.
Tłum szaleje z radości. Tysiące małych baloników w
kolorach granatowym i jasno-pomarańczowym szybuje ku niebu, a orkiestra
zaczyna grać. Muzycy z 'orkiestry', w liczbie około dwustu, grają na
nieruchomych latających platformach, które rozmieszczone są po całym parku
wokół pałacu i piramidy. Na każdej platformie gra grupka muzyków na niezwykle
dziwnych instrumentach i to w taki sposób, że dźwięk rozlega się jakby z
gigantycznych stereofonicznych głośników.
‘Muzyka’
w ogóle nie przypomina muzyki, jaką znamy. Za
wyjątkiem typowego fletu, który wydaje dźwięki o bardzo specyficznej
częstotliwości, wszystkie instrumenty modulują dźwięki natury, na
przykład, powiew wiatru, brzęczenie pszczół na kwiatach, śpiewy ptaków,
dźwięk deszczu
padającego do jeziora lub fal uderzającej o plażę. Wszystko to jest
zręcznie
zaaranżowane - dźwięk fali powstałej w ogrodach, przemieszczają się
ponad głowami i dochodzą do Wielkiej
Piramidy. Nadzwyczajne spotkanie,
któremu przewodniczy Król w otoczeniu wyłącznie jego sześciu
doradców.
Dwadzieścia lat później. Król spotyka się z sześcioma
doradcami, sprawa jest poważna. Każdy z obecnych wygląda poważnie, bo
omawiane są szczegóły techniczne!
Jeden
z doradców twierdzi, że urządzenie nieraz zawodzi, ale nie ma wielkiego
powodu do zmartwienia. Inny twierdzi, że sejsmograf jest niezwykle
dokładny, ponieważ ten sam model
sprawdził się w czasach pierwszej katastrofy, która wydarzyła się na
południu
kontynentu.
Kiedy mówią, pałac nagle zaczyna się trząść jak liście na wietrze.
Król powstaje, jego oczy są szeroko rozwarte ze zdziwienia i strachu; dwóch z
jego doradców spada z siedzeń. Na zewnątrz duży hałas dochodzący z miasta.
Scena zmienia się. Księżyc
w pełni oświetla ogrody pałacu. Wszystko jest spokojne - zbyt
spokojne. Jedyny dźwięk, jaki daje się słyszeć, to tępe dudnienie
dochodzące z nad skraju miasta.
Służący
wybiegają z pałacu i rozpierzchają się we wszystkich
kierunkach. Kilka kolumn podtrzymujących latarnie-globusy, które
oświetlały Aleję, leżą z na ziemi roztrzaskane. Wyłaniając się szybko z
pałacu, Król i jego
świta wspinają się na latającą platformę i kierują się w pośpiechu na
lotnisko. Na polu wokół latających statków i przy budynku
lotniska panuje zamieszanie. Niektórzy ludzie pędzą do statków krzycząc i
przepychając się. Latająca platforma Króla szybko rusza w kierunku
jednego ze
statków, który stał na uboczu: wsiada do niego Król i jego świta. Inne
statki już
odlatują, gdy głuchy dźwięk rozlega się z głębin Ziemi - dziwny, ciągły
dźwięk taki jak piorun.
Lotnisko rozdziera się gwałtownie jak kartka papieru. Olbrzymi kłąb dymu i zasłania widoczność. Statki, które właśnie startują zostają schwytane w
pułapkę wewnątrz ognia i eksplodują. Ludzie biegnący na lotnisko
znikają w szczelinie. Statek Króla, wciąż stojący na ziemi, zapala się i
wybucha.
W tym momencie, jak gdyby śmierć Króla była sygnałem, Wielka Piramida przewraca się w jednym kawałku do przepaści, ciągnącej się
wzdłuż płaskowyżu i rozszerzającej się co sekundę. Piramida chwieje się przez
moment na skraju przepaści a następnie z wielkim wstrząsem jest pochłonięta przez płomienie.
Scena
zmieniła się. Widok
lotniska, które zdawało się falować jak fale oceanu. Budynki zapadają
się, towarzyszą im okrzyki przerażenia ze scen horroru, które pojawiają
się i znikają wśród płomieni.
Następują
ogłuszające eksplozje pochodzące z głębi Ziemi. Całe ‘dzielnice’
zapadają pod ziemię; olbrzymie obszary kontynentu idą ich śladem. Ocean
wdziera się, aby
zapełnić olbrzymią otchłań, która powstała i nagle cały płaskowyż
Savanasy tonie pod wodą, jak olbrzymi tonący statek, ale o wiele
szybciej.
Uformowane potężne wiry, wewnątrz których ludzie
chwytający się w desperacji wraków, na próżno próbując przeżyć. Wydarzyło się to 14,500 lat temu.
Na
całym kontynencie podobny widok i tę sama katastrofa. Woda pędzi
gigantycznymi falami
przez równiny i je zatapia. Wulkan, który właśnie wybucha. Skały
przemieszczają się regularnym ruchem, jak gdyby gigantyczna ręka unosiła
je nad
przepływem lawy i tworzy góry. Dzieje się to w
krótkim czasie, jak zniknięcie płaskowyżu w Savanasie.
‘Do Ameryki
Południowej, kataklizm jeszcze nie dotarł. Wybrzeże, port i molo dużego portu morskiego w Thiacuano. Jest noc i księżyc w pełni oświetla ląd, chociaż już wkrótce ma zajść. Na
wschodnim niebie nikły błysk zwiastuje zbliżający się świt. Straże patrolują
molo, gdzie cumują liczne łodzie.
Kilku awanturujących się hulaków wchodzi do budynku, na
którym pali się małe nocne światło. Widać tu kilka kulistych latarni-globusów -
lamp z Mu - ale tylko kilka.
Nad kanałem, kilka statków
kierujących się w stronę morza śródlądowego (obecnie Brazylii).
Delikatny
podmuch wiatru wieje z zachodu popychając statek od strony rufy. Ma mały
żagiel, ponieważ manewruje w strefie zatłoczonej przez liczne łodzie. Na
pokładzie trzy maszty w okazałym stylu, mierzące około 70
metrów wysokości. Był zdolny rozwijać dużą
szybkość na otwartym morzu.
Olbrzymi wybuch daje się nagle słyszeć w oddali na zachodzie,
potem następny jeszcze bliżej. Niebo, po stronie zachodniej, zaczyna się
jarzyć. Jeszcze bliżej pośród wielu ostrzejszych eksplozji widać erupcję
wulkanu, który rozświetla zachodnie niebo w promieniu około 30 kilometrów.
Gorączkowe poruszenia w kanale i w porcie, gdzie rozbrzmiewają okrzyki i wyją syreny.
Słychać tupot i marynarze spod pokładu rozbiegają się
po całym mostku. Na obrzeżach miasta na tle żarzącego się wulkanu widać
błyszczącą kulę, która bardzo szybko wznosi się ku niebu i ostatecznie
znika z pola widzenia.
Ziemia
zaczyna się trząść i dudnić. Dodatkowe trzy wulkany wyłaniają się spod
powierzchni oceanu niedaleko brzegu, po to tylko, aby je
pochłonęła woda tak szybko, jak się wcześniej pojawiły. Powoduje to falę
o
amplitudzie około 40 metrów, która pośpiesza ku wybrzeżu z piekielnym
hukiem.
Jednakże zanim dosięga miasta, ląd zaczął się unosić. Port, miasto i
okolica - cała część kontynentu - wznosił się raptownie blokując atak
fal. Okrzyki ludzi dochodzą jak dantejski pisk. Dostają szału z
przerażenia, ponieważ unoszą się razem z miastem, jak gdyby w windzie a
ich
unoszenie zdaje się nie mieć końca.
Łodzie roztrzaskują się na kawałki miotane przez ocean na
skały.
Wygląda, że Ziemia zupełnie przebudowywała swój kształt.
Miasto znika, gdy nagle gęste czarne chmury napływają masowo z zachodu
zasypując ląd lawą i pyłami wyrzuconymi przez wulkany.
Apokaliptyczny koniec.
Apokaliptyczny koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz